Niedaleka równoległa przyszłość, retorfuturyzm. Ludzkość w kosmicznym wyścigu wielkich megakorpów sięga po zasoby planetoid i innych planet ale również drenuje do końca ojczysty glob. Schodzi na dno oceaniczne Ziemi, do miejsc styku płyt kontynentalnych i szczelin, riftów, gdzie stosunkowo płytko leżą bogate złoża platyny, złota, srebra, różnych metali szlachetnych oraz pierwiastki ziem rzadkich, niezbędne w zaawansowanych technologicznie produktach. Do ziem rzadkich należą między innymi: istotny dla przemysłu kosmicznego skand, itr, cer, neodym, erb i dysproz ważne w magnetyce i laseryce, terb i inne pierwiastki.
Eksploracja ekstremalna czy konkretniej
górnictwo ekstremalne to nie tylko kosmos ale również głębie naszej planety a stare
powiedzenie mówiące, że łatwiej jest chodzić po Księżycu niż po głębokim dnie
oceanów, jest prawdziwe.
Dlaczego?
Największym problemem w
podwodnych głębinach jest ciśnienie hydrostatyczne czyli siła nacisku już nie
metrów ale KILOmetrów słupa wody. Ciśnienie hydrostatyczne mierzy się w „atmosferach”
i zależy ono od głębokości. Standardowe ciśnienie na powierzchni Ziemi jest równe
„jednej atmosferze” – jest to nacisk powietrza, czyli ziemskiej atmosfery na
nas wszystkich. Atmosfera naszej planety bowiem waży i ten „ciężar” na nas
naciska. Waży mniej więcej tyle samo co słup wody o wysokości 10 metrów. Czyli:
10 metrów pod wodą naciska na nas siła dwa
razy większa niż na powierzchni wody, siła wynosząca łącznie DWIE ATMOSFERY
(bo woda i powietrze się sumują) i będzie ona rosła o jedną atmosferę co każde
następne 10 metrów. Na 20 metrach mamy więc 3 ATM (atmosfery), na 100 metrach –
11 ATM, a na 3000 m aż 301 ATM, czyli ciśnienie / nacisk aż 300 razy większy
niż na powierzchni naszego globu! Biorąc pod uwagę, że średnia głębokość
oceanów Ziemi to 3 700-3 800 m, a wydobycie w światach futurystycznych prowadzi
się często głębiej niż 5 000 metrów pod powierzchnią wody, ciśnienie
hydrostatyczne stanowi poważne wyzwanie dla pracy na dnie.
Potężny ciężar potrafiący
zgnieść nie tylko człowieka ale i wytrzymałe na pozór konstrukcje, skądinąd
dobrze radzące sobie w kosmosie, powoduje, że głębinowe wydobycie ani do tanich
ani do łatwych nie należy, zwłaszcza w ponurym science-fiction, gdzie wszystko
się psuje. Eksploracja opłaca się to jedynie wielkim korporacjom i państwom,
które wydobyte surowce przetwarzają na Ziemi, stosunkowo blisko miejsca
wydobycia. Sama infrastruktura stacji wydobywczych jest zaś niedofinansowana,
zawodna i ryzykownie jest tam pracować. Ale da się to zrobić. W naszej
przyszłości zapewne takie prace będą odwalać wyłącznie automaty, ale w mrocznym
retrofuturyzmie to ludzie (czytaj: bohaterowie graczy) ryzykują i to oni
przeżywają przygody z tym ryzykiem związane. Specjalne mechy głębinowe
pozwalające przetrwać człowiekowi tak głęboko, znosić ciśnienie, ogrzewać ciało
i oddychać specjalnie sprężonym powietrzem, są znacznie potężniejsze i większe niż
kosmiczne pancerze wspomagane. Muszą znieść potężny nacisk wody, operować w
zimnym mroku, ogólnie radzić sobie w środowisku znacznie gęstszym i mniej
przejrzystym niż przestrzeń kosmiczna. Wspomaganie zmysłów, wytrzymała elektronika
i serwomechanizmy zasilane ogniwami jądrowymi - to wszystko będą mieć
hiperskafy głębinowe nieco podobne w sile i wyglądzie do potężnych nippońskich
robotów znanych z anime. Ja przynajmniej tak je sobie wyobrażam. Dłuższa
eksploracja głębin może wymusić na pracownikach jakieś specjalne, choćby
tymczasowe, cyborgizacje, modyfikacje morfologiczne lub genetyczne
dostosowanie.
Duże ciśnienie może przytrafić
się nam nie tylko w wodnych głębinach Ziemi. Z podobną sytuacją mamy też do
czynienia na planetach z grubą, gęstą, ciężką atmosferą – np. na Wenus. Tamtejsze
ciśnienie atmosferyczne (a nie hydrostatyczne), będzie powodować podobne
problemy co dno głębokich oceanów. Osoba w nawet wytrzymałym skafandrze próżniowym
czy wspomaganym pancerzu wojskowym ale nie dostosowanym do ciśnienia Wenus (bo
ciążenie jest niemal identyczne z ziemskim), szybko zginie zgnieciona na każdym
poziomie strukturalnym, także komórkowym. Ciśnienie na Wenus jest blisko 92-93
razy większe niż na Ziemi, w zależności czy jesteśmy w dolinie czy na szczycie
jakiejś góry oczywiście. Pomijam chmury kwasu siarkowego, ostre jak brzytwa
krawędzie skał, dużą aktywność wulkaniczną i powolne ale silne, właśnie przez ciśnienie
atmosferyczne, wiatry, niosące skalne odłamki. Tak, Wenus jest piękna tylko z
daleka i na powierzchni nie znajdziemy parnych dżungli, jak wyobrażano sobie niegdyś,
tylko miażdżące siarkowe piekło. Co innego 50 km nad powierzchnią planety, tam
ciśnienie jest odpowiednio mniejsze. Załogowe aerostaty, wielkie powietrzne
miasta miały by tam znośną temperaturę i odpowiednie ciśnienie choć wciąż
trzeba by uważać na chmury kwasu. Takie majestatyczne chmurne metropolie ze
względów bezpieczeństwa nigdy nie mogły by opaść zbyt nisko a zamach
terrorystyczny czy awaria w rodzaju utraty siły nośnej może być ciekawym
pomysłem na przygodę i wyścig z czasem. Tyle Wenus.
Wróćmy do środowiska wodnego
głębin bardziej ziemskich. Warto zwrócić w nim uwagę na kilka elementów.
Niezwykłą, egzotyczna florę i faunę w postaci shoggotów, krakenów i innych
pomiotów Cthulhu musicie wymyślić sami. Pamiętajcie tylko, że światło jest
niezbędne w mrocznych głębinach lodowatej wody a ono przyciąga drobne żyjątka
(na tej głębokości nie jest to już klasyczny plankton, ale może jakaś jego
głębinowa forma?), te zaś zwabiają coraz większe bestie na zasadzie: ryba jest
zjadana przez większą rybę a ta przez jeszcze większą, itd… Stwory zostawiam wam.
Ja chcę powiedzieć o zagrożeniach
samego środowiska. Na przykład o potężnej sile wody związanej z jej przepływem
z obszaru o wysokim ciśnieniu do obszaru o niższym ciśnieniu. Taki strumień,
nurt ma potężną siłę, której nie oprą się największe mechy głębinowe, o ile
zawczasu nie zostaną odpowiednio zakotwiczone. Taki problem z różnicą ciśnień i
uderzeniu wody może się wydarzać w specyficznych miejscach, np. w pobliżu zapór
wodnych, przy otwieraniu na głębokości jakiś zamkniętych zbiorników, dostawaniu
się do wnętrza łodzi podwodnych itp. Na stacji głębinowej można przyjąć, że
jakiś fragment instalacji odsalania wody, jakiś zbiornik będzie miał inne ciśnienie
i właśnie jego naprawa przypadnie w udziale postaci gracza.
Duża różnica ciśnień może
sprawić, że otwarcie jakichś drzwi stanie się skrajnie trudne, wymagać będzie
potężnej siły (dlatego tonąc w aucie czekamy aż woda wypełni kabinę zanim
spróbujemy otworzyć drzwi) i to z obu stron tych drzwi!
Innym poważnym zagrożeniem na
głębokościach jest choroba dekompresyjna czyli kesonowa, związana z nagłymi
zmianami ciśnienia, konkretnie zbyt szybkim wynurzaniem się.Teoretycznie skafy
głębinowe chronią przed tym, ale ich uszkodzenie czy nieszczelność mogą
sprowadzić bohatera do roli zwykłego nurka, w którego tkankach i płynach
ustrojowych powstają pęcherzyki azotu prowadząc do choroby dekompresyjnej.
Szybkie wynurzanie się może być niezbędne w sytuacjach awaryjnych, nie ma
wówczas czasu na powolne ustabilizowane, pełne przystanków wynurzanie.
Objawy choroby kesonowej mogą
wystąpić 30 minut albo 30 godzin po wynurzeniu, nie ma reguł. Pojawiają się
bóle stawów i mięśni, obrzęk, czasem czerwone plamy na skórze. Mogą wystąpić
problemy z oddychaniem, kaszel czy duszności. Paraliż czy wylew występują
rzadziej niż zaburzenia mowy i słuchu ale czemu nie popuścić wodzy fantazji i
założyć, że mogą pojawić się również omamy wzrokowe i pobudzenie, np. agresja,
jak było to w filmie „Głębia” Camerona?
Pamiętajcie również, że woda
przewodzi prąd a woda morska szczególnie. Oczywiście przy standardowej pracy
wszelkie zabezpieczania chronią przed wypadkiem, ale przy szczególnych
sytuacjach, jakichś tąpnięciach, rozszczelnieniach, eksplozjach, awariach,
naprężone czy nadgryzione przewody mogą pękać, izolacje zawodzić, itd. Wówczas
porażenie (zależące od natężenia prądu) gotowe! Co do zasięgu "porażenia" to w uproszczeniu możecie przyjąć kilkanaście metrów od źródła prądu, im bliżej tym gorzej (większe obrażenia).
Pod wodą zdarzają się
eksplozje, w końcu jest tam tlen i wodór, prawda? Spawanie czy inne dziwne
procesy energetyczne w rzadkich przypadkach jakichś niespodziewanych bąbli
gazowych i innych anomalii (jak np. pierdnięcie shoggota) mogą doprowadzić do
podwodnego wybuchu, eksplozji.
Z kolei implozja to coś
odwrotnego do eksplozji, oznacza nagłe zapadnięcie się, zgniecenie (np.
podwodnego rozszczelnionego habitatu), pod wpływem podciśnienia. Jeśli konstrukcja głębinowa: struktura habitatu czy kadłub okrętu podwodnego ulegnie nadwyrężeniu, osłabieniu lub pęknięciu (np. na skutek trzęsienia dna, erupcji wulkanu lub szczeliny) to szansa na implozję - zgniecenie "do wnętrza" takiego obiektu - staje się bardzo duża...
Co jeszcze? Woda stawia większy
opór niż powietrze, jej gęstość i ciężar redukują prędkość poruszania się,
nawet w potężnych mecha-skafach, chyba że siedzimy w pojeździe o świetnych
parametrach hydrodynamicznych: opływowe kształty, mały przekrój, wyposażenie w
silnik generujący mocny ciąg. Jeśli nie, to poruszanie pod wodą, kroczenie po
dnie lub pływanie z pomocą płetw jest powolne.
Woda jest też zimna, bardzo
zimna a mecho-skafom wysiada czasem ogrzewanie. O tym też pamiętajcie. Woda, światło i zatruta żywność mogą powodować
omamy a z dna może coś nadejść, przebudzić się ze snu po długich eonach letargu
podobnego śmierci…
Klasyczny motyw przygody w
głębinach zakłada odizolowanie małej grupy ludzi w podwodnym habitacie
wydobywczym lub badawczym labolatorium; bo nie musi być to od razu część
kompleksu górniczego, tylko np. placówka badająca ruiny mitycznej Atlantydy.
Dobrym pomysłem do systemu „Alien” czy „Mothership rpg” może być wysłanie
bohaterów batyskafem na głębokie dno celem odzyskania danych z kosmicznego
statku, który niedawno znalazł się tam na skutek awaryjnego lądowania w
oceanie. Kosmolot może mieć na pokładzie niebezpieczne organizmy, obcego,
mutagenny wirus albo dziwną kulę materializującą najgorsze koszmary pobliskich
istot rozumnych (tak, to ze zekranizowanej książki Michela Crichtona). Operacja
odzyskania pewnych przedmiotów zostanie skomplikowana przez złe warunki pogodowe
na powierzchni oraz konkurencyjne grupy ścigające się z postaciami i nie
przebierające w środkach. Spoczywający na dnie kosmolot, którego
rozszczelnienie jest kwestią czasu, może być nawiedzony, pochodzić z
równoległej rzeczywistości lub z przyszłości. Sztorm na powierzchni, piraci a
może nawet bitwa powietrzno-morska konkurujących korporacji może na długie godziny
lub dni odciąć możliwość pomocy a nawet zdalną łączność.
Głębinowa stacja podwodna czyli habitat ma elementy podobne do placówek orbitalnych: specjalną śluzę, przez którą wychodzi się, czy raczej zanurza, po ubraniu wytrzymałych skafów wspomaganych. W hangarach mogą być opuszczane batyskafy, drony lub podwodne hydrocykle zapewniające mobilność nurkom/pracownikom. Habitat musi mieć zasilanie (które może się popsuć), albo geotermalne albo jądrowe, dormitorium do spania, kuchnię, spiżarnię, salon rekraacji, kabiny sanitarne, być może laboratoria, koniecznie warsztat, sekcję łączności z powierzchnią (łączność będzie szwankować ze względu na głębokość i warunki pogodowe na powierzchni, zwłaszcza jeśli boja antenowa, łącząca kablem habitat i powierzchnię urwie się / uszkodzi). Urobek z kopalni transportowany jest pewnie automatycznie, może jakimś rodzajem windy lub poduszek powietrznych. Co jakiś czas na stację musi docierać zaopatrzenie. Habitat może stać się celem ataku terrorystów, obcych żyjących pod wodą, dziwnej nanoplagi uwolnionej z chińskiego okrętu podwodnego...
Z polecanek filmowych, obok
wspomnianej „Kuli” z 1998 r, koniecznie
obejrzyjcie wspomnianą już „Głębię” – „The Abbys” Camerona z 1989 roku, warto
zerknąć na „Lewiatana” z tego samego roku, film „Below” z 2002. Możecie też
zobaczyć „Głębię strachu” z 2020 r.
Ciężar słupa wody, który na nas
naciska, czyli ciśnienie hydrostatyczne, podobnie jak ciśnienie atmosferyczne (czyli znacznie mniejszy ciężar samej atmosfery kiedy już się wynurzymy) – nie
mylmy tych dwóch pojęć „nacisku” z przeciążeniem – wzrostem ciężaru przy
przyspieszeniach, nawet jeśli w skrajnych przypadkach mogą one dawać podobnie
śmiertelne efekty dla ludzi.
Może to dobre miejsce, żeby w
nienaukowy sposób przypomnieć podstawowe zagadnienia związane z ciążeniem i
przeciążeniem, przyda się to na sesja bardziej „kosmicznych” niż „głębinowych:
Waga, ciężar, masa – w języku
potocznym są to synonimy. W kontekście kosmicznym, sesji w przestrzeni przy
mikrograwitacji, jest to bardziej skomplikowane.
Masa to miara ilości materii wyrażona w jednostkach, np. kilogramach czy
tonach.
Ciężar jest zaś siłą, siłą ciężkości, z jaką lokalna grawitacja oddziałuje na
obiekt o danej masie. Wagi „łazienkowe” mierzą ciężar a nie masę ciała ponieważ
mechanizm ważenia i ciężar danego obiektu zależą od lokalnej grawitacji, od
przyspieszenia grawitacyjnego.
Uwaga: wagi szalkowe porównują masy przedmiotów, ale obecnie mało kto tak
rozumie mechanizm „ważenia”, powiedzmy więc że słowa „ciężar” i „waga” można w
uproszczeniu traktować zamiennie i są to wartości względne. Przyspieszając, np.
w fotelu startującej rakiety, odczujemy wzrost ciężaru naszego ciała –
odczujemy przeciążenie. Ziemskie ciążenie / ziemskie przyspieszenie, do którego
jesteśmy przyzwyczajeni i dostosowani biologicznie określa się jako 1G. Przy
przeciążeniach (dodatnich lub ujemnych) ta wartość wzrasta i oddziałuje na
organizm.
Masa, w przeciwieństwie do
ciężaru, nie zmienia się w zależności od położenia w polu grawitacyjnym. Masa
obiektu jest taka sama na Ziemi, na orbicie ziemskiej lub na powierzchni
Księżyca. Pomijam tu tematy związane z relatywistyczną masą grawitacyjną; tym,
że masa „rośnie” wraz ze wzrostem umownej „prędkości” bo w ogólnej teorii
względności pojęcie prędkości jest mocno problematyczne (prędkości względem
czego?), dlatego przy parametrach lotu statku kosmicznego w przestrzeni nie
podaje się raczej jego szybkości tylko przeciążenie wynikające z
przyspieszenia.
Wracając do ciężaru: klasyczna waga
łazienkowa ustawiona w różnych warunkach lokalnej grawitacji wskaże różne
wartości tej samej masy. 1 kg na Ziemi na innych ciałach niebieskich będzie
„ważył” odpowiednio: 0,38 kg na Merkurym, 0,9 kg na Wenus, 0,166 kg na
Księżycu, 0,37 kg na Marsie, 2,53 kg na Jowiszu, 1 kg na Saturnie, 0,89 kg na Uranie,
1,13 kg na Neptunie, około 0,07 kg na planecie karłowatej zwanej Plutonem.
Mam nadzieję, że czegoś nie
pokręciłem i w miarę przejrzyście (choć w uproszczeniu) to przedstawiłem.
I to tyle na dziś. Mam głęboką, niemal bezdenną nadzieję, że
materiał wam się przyda ;-)
Jeśli chcecie posłuchać treści z czarnego bloga zapraszam na Stację RPG na YotTube.
Świetny, przydatny tekst - podobnie jak cała seria Twoich artykułów sci-fi.
Dzięki wielkie!