• CIEMNA__MATERIA__RPG

    OTO DRUGI WARIANT CZARNEGO BLOGA MAESTRO, TYM RAZEM POŚWIĘCONY FUTURYSTYCZNYM SYSTEMOM RPG (hard sci-fi bliskiego zasięgu). ZNAJDZIESZ TU SCENARIUSZE, POMYSŁY NA PRZYGODY, GENERATORY I INSPIRACJE DO GIER FABULARNYCH OSADZONYCH W MNIEJ LUB BARDZIEJ PONUREJ, DYSTOPIJNEJ PRZYSZŁOŚCI, JAK: ALIEN RPG czyli OBCY, MOTHERSHIP, ECLIPSE PHASE, The EXPANSE rpg czy CYBERPUNK RED. MATERIAŁY KIEROWANE SĄ PRZEDE WSZYSTKIM DO MG, ALE MYŚLĘ, ŻE TAKŻE GRACZE ODKRYJĄ COŚ PRZYDATNEGO W FANTAZJACH NA TEMAT BLISKIEJ PRZYSZŁOŚCI HOMO SAPIENS, PONURYCH WIZJACH TRANSHUMANIZMU ERY POSTLUDZKIEJ U KRESU ANTROPOCENU. OTO EPOKA ACCELERANDO, WIEK NANO-NOIR: CZAS WSPANIAŁEJ PRZYGODY, W KTÓRYM BOGACTWO I ZŁODZIEJSTWO, KULTURA I WYSTĘPEK ROZKWITAJĄ WSZYSTKIMI KOLORAMI. ZAPRASZAM!

Patrzycie na drugą część materiału o działaniach wojennych w kosmosie, przydatnika przygotowanego pod kątem takich gier fabularnych jak Coriolis, Mothership, Obcy rpg, Death in space,  Cold and Dark, Expanse rpg, Traveler czy Eclipse Phase. Dziś skupimy się na abordażowaniu, walkach na pokładzie kosmolotu a więc na bezpośrednich starciach między uzbrojonymi ludźmi w warunkach kosmicznych, w tym w niskiej grawitacji.

Zacznę od uwagi natury ogólnej. Otóż latając na statku cywilnym, zwykle zawodnym i niezbyt nowoczesnym, jak ma to miejsce w ponurych settingach futurystycznych i retrofuturystycznych, będąc przy tym na kontrakcie oszczędzającej na wszystkim korporacji, arsenał, do jakiego będziemy mieli dostęp, będzie skromny, przestarzały i zawodny. W takiej właśnie kolejności. Skromny, przestarzały i zawodny. Dzięki temu bohaterowie będą się mogli wykazać własną inicjatywą i pomysłowością a gracze nie będą musieli za bardzo główkować i wybierać z całej palety skomplikowanych i dziwnie brzmiących broni. Zatem poza bezłuskową bronią pulsową przyspieszaną elektromagnetycznie, taserami czy miotaczami sprejowymi i żelowymi,  na pokładach mogą znaleźć się antyki znane z XXI czy XX wieku.

Zastanówmy się jak i czym, mając ograniczone zasoby, można odeprzeć atak zmierzający do abordażu i, z drugiej strony, jak sprawnie takowy przeprowadzić? Abordaż zdefiniuję jako wejście atakujących na kadłub lub głębiej, na pokład atakowanej jednostki za pomocą siły lub pod groźbą siły.

Standardem na statkach cywilnych jest posiadanie laserowego sytemu antymeteorowego, ANTYMETU. Są to omawiane w poprzednich odcinkach atestowane lasery osłonowe, efektywne w odległościach zwykle od kilku tysięcy kilometrów do kilkudziesięciu kilometrów od statku, najczęściej oparte na pozytronach. Mają za zadanie anihilować lub rozbić kosmiczne śmieci, które kolizyjnie zagrożą kosmolotowi. Lasery rentgenowskie, pracujące na swobodnych elektronach emitujących skupione promieniowanie X i zdolne wypalać życie wewnątrz zamkniętych kadłubów nie są dostępne maluczkim, co więcej są zakazane, tylko w dyspozycji wojska albo zawodowych zabójców. Świetlne lasery osłonowe są z kolei obowiązkowe i jako tako radzą sobie również z rakietami czy prostymi pociskami kinetycznymi, o ile nie będzie ich za dużo i nie będą nadlatywać ze zbyt dużej ilości kierunków. Radzą sobie bo są szybkie jak światło, a żadne materialne pociski tej prędkości nie osiągną, chyba że są torpedami podprzestrzennymi, które mogą zanurkować, zniknąć w hiperprzestrzeni i wynurzyć się z niej tuż przed uderzeniem w cel. Lasery są szybkie, ale po zbliżeniu się obiektu bardzo blisko do kadłuba, nie będą w stanie się odpowiednio skupić, żeby zniszczyć intruza. Podobnie mają pociski rakietowe – większość ma ogranicznik (który można oczywiście obejść) zapobiegający eksplozji zbyt blisko macierzystego statku. Co innego działka szynowe – akceleracyjne, zwane kontaktówkami: wyrzucające kinetyczne drzazgi. One nie mają ograniczeń dystansu, ewentualnie ograniczenie pola ostrzału, ale w kosmosie łatwo jest zmienić orientację przestrzenną dryfującego statku nie tracąc przy tym inercyjnej szybkości. Kontaktówki, o ile działają, są przy abordażu najbardziej niebezpieczne dla agresora, ale jest to broń z różnych względów zakazana na statkach cywilnych a jednostki wojskowe rzadko się abordażuje. Dodałem, że jeżeli działają, bo, jak mówiliśmy we wcześniejszych odcinkach, agresor zwykle zaczyna atak od próby paraliżu ofiary specjalistycznym harpunem EMP czy innym pociskiem wyzwalającym silny impuls elektromagetyczny.  To wyłącza atakowany statek, jest też manifestacją siły. Poprzez użycie EMP albo zniszczenie pociskami silnika głównego bądź maszynowni z reaktorem, pirat zmierza do wyeliminowania co najmniej dwóch systemów: uzbrojenia  i napędu. Te dwa systemy mogą bowiem bardzo utrudnić bądź uniemożliwić operację abordażu, o ile wejście na atakowany statek rzeczywiście będzie potrzebne. Lepiej, żeby atakowana załoga sama nam wydała czy dostarczyła interesujący nas łup, w slangu pirackim, pryz. No, ale to sytuacja idealna a my zakładamy że z jakichś względów na pokład wejść trzeba. Abordaż prowadzony przez ludzi w skafach (skafandrach) to romantyczna wizja, pasująca do retrofuturyzmu. Zostańmy więc przy niej, choć jeśli piraci cenią swoje życie, to przodem wyślą pewnie maszyny – drony albo androidy.

Załóżmy więc, że ofiara ataku jest bezsilna w tym sensie, że wydaje się mieć uszkodzony napęd i uzbrojenie a najlepiej całe zasilanie. Ugodzono ją harpunem EMP albo pocisk rakietowy zniszczył sekcję siłowni, ewentualnie pirat trafił w radiatory (bardzo widoczne w podczerwieni) i największym zmartwieniem załogi jest teraz nie ugotować się z narastającego gorąca. Agresor wystosował ultimatum, pogroził i podchodzi powoli do dryfującej (może to nie najlepsze określenie… „Dryfująca” - chodzi o „poruszającą” się bezwładnie / inercyjnie, bez przyspieszenia) ofiary synchronizując kurs i prędkość, co do abordażu jest niezbędne, podobnie jak dokowanie statku do innej jednostki. Jeśli ofiara wciąż ma możliwość manewrowania czy przyspieszania to abordaż będzie bardzo kłopotliwy, choć nie niemożliwy. Wojsko wykorzystuje wówczas specjalne skafy wspomagane będące swoistymi rajderami abordażowymi zdolnymi manewrować i przyspieszać na krótkie dystanse. Taki rajder ma za zadanie dogonić i zakotwiczyć do kadłuba atakowanego statku.  

Ale rozważmy prostszą sytuację. Ofiara nie ma zasilania. My jesteśmy piratem i zbliżamy się. Mamy włączone reflektory, bo w kosmosie jest ciemno, a nie każdy statek ma ładne, odbijające światło białe poszycie jak kosmoloty z początku epoki ekspansji. Oczywiście można patrzeć na statek w innym spektrum niż widzialne, np. w podczerwieni, na której będą bardzo świeciły radiatory kosmolotu wypromieniujace ciepło albo radarowo czy lidarowo.

Pirat podchodzi do sparaliżowanej ofiary. Idzie już wyłączonym ciągiem głównym, manewruje, żeby się zsynchronizować. Kilkoma spazmami wyrzuca z siebie „zasłonę dymną” – rozpylany sprejowo gaz zakłócający lasery. Potem wypluwa kilka osób w ciężkich skafach wspomaganych. Ekipa abordażowa łagodnie podchodzi do statku –ofiary. Lekkie przyspieszenie a potem  wyhamowanie i kontakt. Magnetyczne podeszwy lub inne kotwy przywierają do poszycia. Ekipa stoi pewnie na kadłubie. Jeśli w tym momencie abordażowany statek odpali silniki, manewrówki czy ciąg główny, to na przymocowanego do statku pirata, tak samo jak na załogę wewnątrz (tylko, że oni mogą być w kojcach antyprzeciążeniowych), zadziała przyspieszenie a więc przeciążenie, mniej czy bardziej dynamicznie, mniejsze lub większe. Pamiętajcie o tym.
Ale z drugiej strony jeśli statek ma wyłączone silniki to, choć wciąż dryfuje czy szybuje (chyba wolę jednak określenie „dryf”), to na nikogo przebywającego wewnątrz czy na zewnątrz kadłuba nie działa żadne przyspieszenie. Relatywnie kosmonauta i statek są względem siebie w spoczynku, nieruchomi. Co oznacza, że jeśli na chwilę kosmonauta wypuści z dłoni (nie rzuci tylko wypuści!) np. pistolet lub narzędzie to ono nie odleci od niego ani on nie odleci od przedmiotu, który będzie się swobodnie unosić  obok, w nieważkości. Pistolet czy narzędzie będzie miało taką prędkość jak sam kosmonauta i cały statek a więc będzie to sytuacja jakby w pełni statyczna lokalnie.
Co innego jeśli statek przyspiesza. Wówczas to przyspieszenie odczuwa kosmonauta, ale jeśli jest odpowiednio przymocowany do kadłuba to nie odleci od niego. Pęd powietrza na niego nie działa, bo powietrza tam nie ma, działa wyłącznie przeciążenie spowodowane przyspieszeniem.  Jeśli w tej sytuacji kosmonauta przyczepiony do statku wypuści z dłoni pistolet, to wyda mu się, że przedmiot odlatuje z większą lub mniejszą prędkością – że oddala się w kierunku przeciwnym do przyspieszającego statku. No i oczywiście pistoletem można też rzucić, nadając mu dodatkową, niezależną od ośrodka wyjściowego prędkość. Wyrzut pistoletu działa też na wyrzucającego, zgodnie z trzecim prawem Newtona, ale przy małej masie jaką jest pistolet i siła rzutu  możemy to zaniedbać i pominąć. W końcu to hard sci-fi, ale też zabawa.  Mam nadzieję, że zrozumiale to wytłumaczyłem, za wszelkie nieścisłości językowe z góry przepraszam profesjonalnych fizyków.

OK, zsynchronizowaliśmy się, ekipa abordażowa siadła na kadłubie ofiary. Może nawet między statkami ustanowiono łącze, półsztywny rękaw czy chociażby linki asekurujące. Może zapukamy i zastraszona ofiara nam otworzy. Załóżmy jednak, że nie. Jesteśmy na kadłubie i musimy się włamać do środka, wejść na pokład. Wycinanie otworu w poszyciu wymaga ciężkiego sprzętu i chwili czasu. Może dać za to element zaskoczenia na wielkich statkach, bo sparaliżowana ofiara późno zorientuje się, w którym dokładnie miejscu wchodzimy. Najczęściej jednak wtargnięcie na pokład wykonuje się klasycznie, przez śluzę. Jeśli właz nie zostanie odblokowany dobrowolnie, to zamek trzeba zhakować lub użyć ciężkiego palnika do przedarcia się do środka.

W zależności od obrażeń statku (tego czy np. ma zniszczone zasilanie, czy tylko je częściowo wyłączono) wewnątrz może być  ciemno, nie być sztucznego ciążenia, nie być powietrza, albo wszystko na raz. Niektóre instalacje mogą iskrzyć, gdzieś może uchodzić tlen grożąc pożarem, wyciekać chłodziwo, itd.

Nawet jeśli jest pełen komfort, agresor rzadko kiedy zdecyduje się na zdjęcie hełmu i rozszczelnienie skafa -  w powietrzu może zostać rozpylony trudno wykrywalny gaz albo zaatakowana załoga nagle rozhermetyzuje daną sekcje statku lub wywoła pożar. A więc ekipa abordażująca jest w uszczlenionych skafandrach, wchodzi na pokład i zachowuje czujność. Włącza wykrywacze ruchu, podłącza się bezpośrednio do systemów statku, włamuje do komputerów aby upewnić się w swojej przewadze, sprawdzić sytuację i uzyskać dostęp do danych statku, np. poznać rozkład pomieszczeń i monitorować działania załogi. Nawet jeśli wymuszono to od ofiary wcześniej, rozsądnie będzie zweryfikować dane na miejscu. Po wstępnym rozpoznaniu intruzi ruszają na mostek lub do ładowni, ewentualnie rozdzielają się – wszystko w zależności od celów abordażu.

Moment wejścia na pokład jest zawsze niebezpieczny. Napadnięta załoga może już czekać z wycelowaną bronią. Może wpaść na pomysł pojmania agresorów i dzięki posiadaniu zakładników podjęcia negocjacji z wrogim statkiem. Nawet w sytuacji zarządzonej przez kapitana kapitulacji nie wszyscy muszą się temu podporządkować. Może więc dojść do walki. Użyta broń będzie zależała od dostępnego arsenału obu stron ale również ich determinacji i od ewentualnych obaw przed zniszczeniem infrastruktury statku.

Na stacjach kosmicznych jak i gwiazdolotach broń mogąca uszkodzić poszycie i systemy podtrzymywania życia jest zakazana. Grozi zniszczeniem całego obiektu i śmiercią wszystkich. Jednak jeśli  walka idzie o wszystko, to obie strony nie będą się patyczkować i wytoczą przysłowiowe najcięższe działa. W innym przypadku walczymy subtelniej stosując broń niskoenergetyczną oraz broń białą: wibroostrza, mononoże, rękawice bojowe czy broń obuchową.  Broń niskoenergetyczna to wszelkiego rodzaju paralizatory i lekkie miotacze: pałki elektryczne, tasery, strzałkowce, kuszery, obezwładniające bronie sprejowe mogące miotać sieci lub neurotoksyny, pistolety gazowe i żelolety – mało kalibrowe pistolety z pociskami klejowymi.

Lekkie, poręczne i niewielkie paralizatory i strzałkowce są mało skuteczne przeciw człowiekowi z skafandrze kosmicznym. Tu spisuje się lepiej broń biała, a najlepiej broń energetyczna i prochowa. Broń energetyczna, e-gany, to wszelkie bronie pulsowe przyspieszane elektromagnetycznie, czyli szynowe, miotacze soniczne albo broń radialna, taka jak miotacze mikrofal czyli masery. Emitują one wiązki mikrofal, które wnikają płytko w skórę drażniąc receptory bólowe. Trafiona osoba ma wrażenie, jakby przyłożono jej do ciała rozgrzane żelazko, paskudna rzecz. Szynowe egany w rodzaju karabinów pulsowych są dosyć ciężkie (pamiętacie M41?), ale wytrzymałe, o stosunkowo prostej konstrukcji. W momencie włączenia zasilania w poziomej części broni powstaje obwód szyna-pocisk-szyna, przez który płynie  prąd elektryczny. Obwód ten wytwarza silne poprzeczne pole magnetyczne. Siła elektrodynamiczna wyrzuca lufą pocisk z dużym przyspieszeniem. Amunicja do broni pulsowej jest bezłuskowa, wykonana z materiału przewodzącego prąd lub takim materiałem pokryta. Egany wojskowe mogą być biometrycznie przypisane do jednego oddziału wojskowego, mają też stabilizatory odrzutu, zmniejszające problemy w nieważkości. Zasilane są ogniwem energetycznym, energizerem, starczającym na kilka tysięcy strzałów. Magazynek, w gwarze wojskowej nazywany „klipem”, mieści znacznie więcej pocisków niż w broni łuskowej, zwykle 100-200 sztuk.

                Co do broni tradycyjnej: łuskowo – prochowej czyli amunicji zespolonej to oczywiście będzie ona działać w próżni, zresztą również pod wodą. Uderzająca w nabój spłonka powoduje eksplozję wewnątrz hermetycznego naboju i wyrzucenie pocisku. Zresztą proch, zupełnie na marginesie, jest mieszaniną w której znajduje się utleniacz, i nie potrzeba do reakcji tlenu z powietrza. W wodzie oczywiście są znacznie większe opory dla pocisku, płyny są gęstsze niż standardowa atmosfera ziemska na poziomie morza, z kolei w kosmosie z powodu braku powietrza takich oporów nie ma, może też braknąć znaczącego pola grawitacyjnego, zatem zasięg broni rośnie niepomiernie. Wszelako problemem może być odrzut, pamiętajmy bowiem, że choć w nieważkości czy mniejszej grawitacji waga maleje czy zanika, to masa się nie zmienia. A to masę wpisujemy w fizyczne wzory. Trzecia zasada dynamiki Newtona pokazuję, że strzał z magnum 44 wykonany jedną ręką w nieważkości nie tylko odrzuci nas do tyłu i nada nam prędkość, (może zaczniemy wirować jak bączek), ale może przy tym spowodować zwichnięcie nadgarstka albo barku. Albo broń tak kopnie, że nas znokautuje. Ważna jest prędkość i masa kuli, którą wystrzeliwujemy.

W zamkniętych pomieszczeniach i odcinanych grodziami korytarzach wielkie zniszczenie siać będą wszelkie ładunki wybuchowe, granaty, miny, przeróżne pociski odłamkowe. Korytarze można barykadować, drzwi zaspawać i zablokować, niektóre pomieszczenia zalać i podłączyć do prądu, przygotować proste pułapki.

Wśród granatów rzucanych lub wystrzeliwanych rozróżniamy granaty  EMP, odłamkowe, gazowe, zapalające i obezwładniające: wyrzucające kleiste pajęczynopodobne rozbryzgi. Są też nieco większe granaty kombinowane, na których działanie składa się kilka efektów: granaty błyskowo-hukowe, odłamkowo-dymne, impulsowo-gazowe. 

Zdecydowanie się na walkę na pokładzie to ostateczność. Zawsze prowadzi  ona do dużych zniszczeń, które mogą uniemożliwić załodze przeżycie nawet jeśli pokona agresorów. Bezpośredni bój pokładowy to przedzieranie się przez kolejne kabiny, korytarze, łączniki i sekcje w kierunku strategicznych punktów węzłowych statku. Mostka, maszynowni, ewentualnie pokoju kontrolnego persony pokładowej statku. Tak przynajmniej wygląda walka pomiędzy ludźmi. Likwidowanie xenomorfów to zupełnie inna bajka, dobór broni i taktyka operacji czyszczenia infrastruktury z obcych wrogich organizmów zależna jest od szczegółowej charakterystyki przeciwnika. Jeśli możliwości wroga są nieznane i mamy wybór to…  Najlepiej się z nim załatwić z daleka, atomówką, prawda?  

Wracając do ludzi, to napadnięty statek można obsadzić swoją załogą, można go wyszabrować ogołacając z większości ważnych części, można go po wszystkim wysadzić zacierając ślady aktu piractwa. Pojmanych załogantów czy pasażerów można sprzedać jako żywy towar na bio-eksperymenty, źródło organów do przeszczepów czy jako ofiary ekskluzywnych polowań na ludzi.

A teraz kilka pomysłów i wolnych myśli dla Moderatorów Rozgrywki i koordynatorów sesji:

Pamiętajcie, że jeśli na statkach sztuczne ciążenie jest generowane za pomocą jakichś pól dociskowych, to można nim zarządzać – zmniejszać lub zwiększać wagę. Przygnieść wroga do podłogi lub ustanowić w danej sekcji nieważkość. Znajomość własnego statku powinna dawać przewagę w jego obronie: można wykorzystywać wąskie serwisowe tunele do podkradania się lub obchodzenia wroga, tunele niekoniecznie jasno zaznaczone na planach. Dźwięki nadawane z interkomu mogą mylić wroga, niepokoić i opóźniać. Można zaminować pewne pomieszczenia lub ustawić blokady drzwi. Można rozpylić w powietrzu truciznę, uaktywnić zarazki, przygotować drona samobójcę, ustawić gotowy do strzału autonomiczny karabinek albo wypuścić ze zbiornika twarzołapa. Roboty,  androidy czy ludzie w skafandrach mogą wyjść na zewnątrz, na kadłub statku, i wrócić do niego innym włazem obchodząc  czy okrążając wrogi oddział pozostający na pokładzie.

Najbardziej zakręconym numerem jest wykonanie podczas pirackiego abordażu skrytego przejęcia pirackiej jednostki. W momencie, kiedy napastnicy wchodzą na nasz statek, my przejmujemy ich kosmolot. W niektórych sytuacjach niewiele jest do stracenia.

Przy zwiadzie pamiętajcie o użyteczności małych dronów, owadopodobnych dronek, które, czy to w warunkach ciążenia czy nieważkości, wysłane na szpicy jako rozpoznanie świetnie się spisują  a w ostateczności mogą eksplodować  lub nagle przyspieszyć i zachować się jak pocisk.

Jeśli walczy się z podobnymi ludziom androidami nie mając świadomości natury wroga, to można za to srogo zapłacić. Po zastrzeleniu przeciwnika za moment on może wstać i zaatakować nas niczym syntetyczny zombie! Naszym wrogiem mogą poza xenomorfami, bardzo odpornymi androidami, zainfekowanymi  czy po prostu agresywnymi ludźmi może być sam statek czy raczej jego persona pokładowa, sztuczna świadomość komolotu.
By ją unieszkodliwić i odzyskać statek będziemy musieli przedostać się do węzła kontrolnego a po drodze czekają nas atrakcje fundowane przez zarządzającą wszystkim SI. Jeszcze bardziej egzotycznym wrogiem są zombie demony czy upiory martwej załogi nie wspominając o naszych własnych skafandrach o broni przejętej przez inteligentną nanozarazę.

Co jeszcze… Poza bronią w walce warto pamiętać o opancerzeniu. W hard sci-fi osobistych tarcz siłowych nie będziemy raczej posiadać, a cięższe pancerze i wspomagane egzoszkielety to raczej domena wojska, ale lżejsze osłony osobiste wchodzą już w grę. Mam na myśli proste kamizelki kuloodporne albo droższe plastrony czy biokirysy wszczepione pod skórę, samoregenerujące pancerze z egzopolimerów.
Pamiętajcie też o bojowych modyfikacjach ciała, protetyce i cyborgizacjach. Tak, w kosmosie cyberpunki całkiem nieźle sobie radzą. Dopalacze refleksu, wysuwane ostrza, strzałkowce w cyberoku, toksyczna ślina. To wszystko przyda się podczas bezpośrednich, bezwzględnych walk twarzą w twarz.

Na koniec polecanka książkowa, tym razem coś z naszego, polskiego poletka: militarna sci-fi Michała Cholewy w cyklu Algorytm Wojny wydawana przez War Book. Jeśli szukacie inspiracji dla prowadzenia oddziału kosmicznych marines to „Gambit”, „Punkt cięcia”, „Forta” i inne części cyklu świetnie się do tego nadają. Ciężkie żołnierskie życie na kosmicznej wojnie między frakcjami ludzkości, które przetrwały swoisty bunt sztucznych inteligencji. Fantastyka naukowa w twardym wydaniu w kilku miejscach puszczająca oko do fanów Aliena.

To tyle. Będę kończył. Wskaźnik baterii jest na minimum a ja nie chcę stracić oświetlenia teraz, kiedy coś na zewnątrz zaczęło drapać właz…  

Spisywał Maestro, ostatni żyjący załogant „Antytezy Alternacji”. OVER and Out!

Categories:

1 Response for the "Abordaż w kosmosie, czyli zwarcie kosmolotów i co z tego wyniknąć może"

  1. marecki says:

    Maestro, mistrzu, czy cykl dokonał żywota? Wiem, że masz materiały na yt, ale jednak co słowo pisane, to słowo pisane... Daj proszę znać, czy zamierzasz kontynuować publikowanie tych świetnych, merytorycznych tekstów. Są tacy, co czekają... :)

Prześlij komentarz