Miasto-moloch
Mokry asfalt ulic, ograniczony
popękanymi krawężnikami, tu i ówdzie przymglony brudną, śmierdzącą parą ziejącą
ze studzienek i agregatów klimatyzacji, odbija migoczące natrętnie holoreklamy.
Ich opancerzone, niewielkie projektory, umieszczone na słupach lamp i ścianach
budynków wzdłuż trotuarów, reagują na ruch w swoim perymetrze rozwijając
trójwymiarowe, animowane lub statyczne obrazy, w większości nieostre, rozmyte,
wpadające w interferencje. Adverty otaczają człowieka lub sunący ulicą pojazd
jak gromada żebraków błagająca o poświęcenie im chwili uwagi albo stado
wygłodniałych uwagi ekshibicjonistów. Łaszą się, zachęcają, obnażają. Większość
głośników projektorów kierunkowych nie działa, ale i tak ulice rozbrzmiewają chaotycznymi,
zbitymi dźwiękami odtwarzanymi wciąż od nowa, kiedy tylko coś większego od kota
się na nich pojawi. Jeśli ma się wszczepione lub założone e-soczewki,
ewentualnie gogle AR, to ulice wydają się jaśniejsze, pełne pseudoneonowych
warstw trójwymiarowej rzeczywistości rozszerzonej, w której szara, brudna,
betonowa ściana pokryta może być arabeskami pastelowych okien dostępu,
grafikami szyldów, pirackich graffiti i popap’ami reklam. Zarządzają nimi umieszczane wszędzie
cybertroniczne pluskwy, współtworzące rozległą, meshową sieć Uninetu. Nieustannie
mży ciepły, niemal tłusty deszcz, spadający z ponurego, ołowianego nieba
podświetlanego od spodu przez wielkie, podchodzące do lądowania aerostaty
pasażerskie, przelatujące avio, flayery i koptery, a także kurierskie i
policyjne drony.
- „Zadbaj
o ubezpieczenie na kolejne życie – jeszcze nie jest za późno!” – wielki
napis formuje się w powietrzu na moment, po chwili zastąpiony reklamą nowego
banku świadomości. Co
jakiś czas policyjny krążownik, strasząc oślepiającymi szperaczami i syczącym
dźwiękiem wirników, opada z góry na ulice – jak błyskotka upuszczona
przypadkiem na dno zbiornika nieczystości jaki stanowi to miasto. W barach,
salonach fiksacji, sklepikach i zautomatyzowanych marketach kręcą się nieliczni
ludzie o bladych, nieruchomych twarzach. Niektórzy z nich marzą o powrocie do
ciasnych plastikowych mieszkań, ponownym podłączeniu się do wirtualu Fantasys (FanS)
i powrocie do atrakcyjnych, pełnych barwnych przygód i przyjemności
symulowanych rzeczywistości (Tylko 10 kredów kalorii za godzinę w opcji podstawowej!),
w których są kimś innym. Tych ludzi nie stać na dostawy zakupów do domu, ale dadzą
wszystko za możliwość trwałego, przynajmniej rocznego podłączenia do FanS, choć
grozi to znalezienia się w miejscu nazywanym „trupiarnią” – klinice pełnej zawieszonych
w simuspace i dożylnie odżywianych osób. Większości obywateli nie stać na
wirtualny „amerykański sen”. Pocieszają się holowizją, legalnymi i nielegalnymi
narkotykami, alkoholem z alg, grą w bingo albo angażują się w mniej lub
bardziej radykalne organizacje, tak dozwolone (prokościelne) jak i nielegalne,
skalujące się od fanklubów zakazanej muzyki i pornosów, do
podziemnych, wywrotowych, terrorystycznych sekt i grup kryminalnych.
Night City to wielkie, umierające od chwili narodzin miasto, wzorcowa utopijna
metropolia zrealizowana jako socjologiczny koszmar, wadliwy produkt nie
podlegający reklamacji, pełen szczurów, robactwa i ludzkich hien. Tą kontraktową
konurbacją powstałą po Wielkim Trzęsieniu i oderwaniu Kalifornii, rządzi pospołu
Zjednoczony Kościół Kolektywny, OCP i plajtująca właśnie Night Inc. – fundator
miasta, choć nie można zapominać o wpływach kilkunastu cybergangów i grup
anarchistycznych. Ruch „Nowej Moralności” bezskutecznie walczy o twarde reformy
społeczne i nowy ład w Night City,
podobnie jak regularnie strajkująca Policja Pancerna czy związek zawodowy „Solidarność
Systemów Świadomych”.
@ktywność miasta należy do
największych na zachodnim wybrzeżu. Gdyby nie meshowe rozwiązania struktury
Uninetu, przeładowane łącza groziły by dysfunkcją. Jednak ruch w realu, na
ulicach, jest mały. Nieliczne pojazdy napędzane ogniwami wodorowymi, częściej
autoriksze, trochę rowerów, rolkarzy i zagubieni piesi. W powietrzu jest nieco
lepiej. Na przybrudzonym, odciętym kratownicą wieżowców, ramp i lądowisk niebie
dominują korporacyjne aerodyny, prowadzone przez autopiloty, mknące w
powietrznych pasach równo jak nanizane na niewidzialną strunę opalizujące
korale.
>> Poranek korpmana w Night City
Budzi cię delikatna muzyka, to emotrans, który sam
skomponowałeś. Narastający szum morza zmiksowany z wiolonczelą i coraz
głośniejszymi kastanietami. Po chwili do energetyzujących dźwięków dołącza
głosik twojego ASystenta, zachrypnięty i apodyktyczny, więc to poniedziałek.
Każesz skasować muzę, ale AS protestuje.
Zaprogramowałeś pobudkę na coraz głośniejszą, aż do momentu, kiedy twoje ciało
znajdzie się w pionie. Z jękiem się podnosisz, materac reaguje, pomaga ci zająć
pozycję siedzącą. Niesmak w ustach. Medycyna wciąż ma kłopot ze zgagą. Ściągasz
z głowy miękki, bioniczny czepek virtu, do późna w nocy brałeś udział w
sexsesji. Orgietka z tuzinem nieznajomych online. Jeszcze nie wiesz, jak ją
ocenić na blogu, to musi poczekać. W kroczu czujesz lepkość , trzeba się umyć.
Na materacu nie ma śladu plam, materiał już się wyczyścił, był wart swojej
ceny.
Ruszasz nagi do łazienki , pobudka gaśnie, zaś AS,
poprzez mikroprocesor wszczepionych w oczy e-soczewek, wyświetla ci na
siatkówce najnowsze privy i newsy, posegregowane według twoich preferencji. Nie
lubisz jak rano za dużo gada. Przerzucasz info siedząc na klozecie. Priv od
matki, powiadomienia z roboty, jeden priorytet. Oj, nieciekawie. Jest jakiś
problem na południowym wybrzeżu. Chrześcijańscy fundamentaliści albo
ekoterroryści. Będziesz musiał osobiście pofatygować się do biura, szefowa to zaangażowana
scjentolożka i gerontozaur, nie znosi konferencji w vircie, nazywa to
„półśrodkiem”. Czyli trzeba się ubrać i ruszyć tyłek. Klozet cię podmywa i
zanim zdąży osuszyć, pakujesz się do kabiny prysznicowej. Bicze wodne robią
swoje i powoli dochodzisz do siebie. Teraz higiena zębów i spojrzenie w lustro.
Tak, trwała depilacja zarostu to był strzał w dziesiątkę. A nowy wędrowny
tatuaż jest wyjątkowo efektowny. W nocy przesunął się pod lewe oko i wyglądasz
teraz zadziornie. Czujniki w łazience są seledynowe, a AS milczy, więc poranna
analiza molekuł i wydzieliny twojego ciała jest optymistyczna, wciąż jesteś
zdrowy, mimo świństw jakie codziennie sobie fundujesz.
Wychodzisz
z łazienki pogwizdując i każesz ASystentowi włączyć holo. Inteligentna tapeta
na ścianie zaczyna emitować wielowymiarowy obraz z preferowanych kanałów. Jest
tam wciąż pakiet reklam, które musisz obejrzeć przy śniadaniu, wpadnie za to
trochę grosza na konto. Producent czepka prosi o rekomendację i polecenie. Zaproszenie
z klubu swingsingli, nudy. Dyktujesz na
subbloga krótkie info jednocześnie natryskując na siebie nową, jednorazową
koszulę. Ekologiczny produkt z aktywnym pigmentem. Przy okazji musisz wysłuchać
reklamy jaki to nanobar jest cudowny. Potwierdzasz zdawkowo, żeby zakończyć
transakcję i aby ubranie mogło zakrzepnąć. Na koniec wybierasz z palety modny
dzisiaj zapach. AS informuje cię, że znowu linkuje matka, nalega o wizję.
Odbierasz w kuchni, popijając sok i przełykając musli. Zastanawiasz się jakie
stymy pomogą na odprawie. Matka ględzi coś o polityce i demokracji bezpośredniej,
coś ją zbulwersowało i musi się wygadać. W zeszłym tygodniu były to rozruchy na
tle genetycznej dyskryminacji pracowników i praw obywatelskich dla SI. Jak
zwykle nie słuchasz, od czasu do czasu potakując. W fonie nie załączyły się filtry
i make-up obrazu, którego matka zwykle nie żałuje, i zauważasz, że się
postarzała. Po tym, ile utopiła w akcjach Ceres Corp. nie stać ją na płukanie
komórek i kuracje genetyczne, a tym bardziej na nowe ciało - morfa, jak o tym
mówią w necie. Za kilka lat sam będziesz musiał o tym pomyśleć, inwestycja w
rdzeń korowy dwa lata wcześniej, nie może się zmarnować. W leasingu nowe
sklonowane ciało wychodzi całkiem znośnie, no i te modyfikacje w standardzie!
Twój segment
mieszkaniowy od dawna już nie śpi. Odkurzacz krząta się wokół łóżka, filtry na
oknach wpuszczają więcej słońca na rośliny w kącie. Patrzysz na swój stary
aneks kuchenny. Przydał by się stół z inteligentnej materii, ale ta technologia
wciąż jest droga. Kończysz z matką, komentujesz dowcipny wpis Ann, jednego z
uczestników nocnej orgietki (podobnie jak ty podawał się za kobietę), łykasz
diaxyn, decydujesz się też na wstrzyknięcie oxidenu, płuczesz zęby i jesteś
gotowy. Jeszcze tylko disajnerski komlog na rękę, peleryna od Gucciego (AS
informuje, że w południe będzie wiało i nieco pokropi w śródmieściu),
dezaktywacja holo i wychodzisz żegnany przez segment. AS zatrzaskuje zamki i
otwiera twojego Forda Eltona stojącego w garażu płosząc obsiadające go reklamy.
Cholerne mesh-ki i aeroboty advertaisingowe wcisną się wszędzie. Czy to nie
jest naruszenie prywatności? Wysyłasz zapytanie do adwokata i wsiadasz. W
ergonomicznej kapsule pojazdu jest brudno, siedzenie się lepi, dopóki go nie spolaryzujesz. Modyfikujesz
wnętrze, żeby półleżeć, zostało mało czasu do zebrania (neonowy timer w AV –
rozszerzonej rzeczywistości – wciąż tyka na skraju twojego pola widzenia), więc
trzeba się spieszyć. AS wyprowadza pojazd z garażu, a potem, po wjeździe na
magnetostradę prowadzenie przejmuje automat. Potwierdzasz wybór najszybszego
pasa ruchu, płacisz taxę i po raz kolejny w tym miesiącu zastanawiasz się, po
co ci prywatny car. Szpan musi mieć swoje granice. Przyspieszenie przyjemnie wciska
w fotel, pasy się napinają, a ty wchodzisz w zaślep, do virtu. Aktualizujesz
subbloga, przeglądasz wpisy współpracowników, trzeba się przygotować do
zebrania. AS ustawia ci priorytety na ten dzień, korygujesz dwa i autoryzujesz
całość, sortujesz przypomnienia, redefiniujesz spam. Wieczorem masz zamiar
spróbować XP – odtwarzania obcych wspomnień. Kryptonet oferuje sporo
nielegalnych materiałów. Może spróbujesz co czuje morderca albo gwałciciel?
Myślałeś o tym od dawna, a kumple z roboty nie przestają ćwierkać na temat
aplikacji Mad_Mason.
Leżanka zmienia położenie, nadyma się, masz wrażenie
nieważkości - Elton zjeżdża pionowo po spadzie, cicho wibrują spoilery na
obudowach magnetycznych dysków pojazdu. Zbliżasz się do śródmieścia Night CIty.
Na zewnątrz rośnie stężenie CO2 , spada ciśnienie. Uprzeźroczasz
boczne okno i patrzysz na dystrykt przemysłowy i leżące poniżej slumsy. Byłeś tam kiedyś z chłopakami, wycieczka
krajoznawcza na haju, poszukiwanie guza i kopa adrenaliny…
Pamiętasz smród, mrok, ciasnotę,
podniecające uczucie zagrożenia i zepsucia. Małe kontenerowe mieszkanka z
plekso, sąsiadujące z dwudziestowiecznymi kamienicami, przemoknięci,
wystraszeni ludzie o pustych twarzach, jakby pogrążeni we śnie. Wybraliście się
do jakiegoś klubu, głęboko w piwnicach. Zjeżdżaliście brudną plastikową windą,
w której popękany display dotykowy wyświetlał w kółko reklamówkę Pepsidentu na
przemian z ofertą egzotycznych wakacji na Pustyni Amazońskiej. Na podłodze
kabiny była świeża krew i jakiś plastikowy, pusty dozownik – jednorazówka
trydryny. Na dole, w wilgotnym holu łuszcząca się na suficie farba zlepiona
była z pajęczynami. Na ścianie ktoś wymalował sprytosprayem różowy napis
"Marsjanie na Marsa". Litery powoli przechodziły w inne tworząc żółte
hasło "Sram na diakonów". A potem, w klubie…
Wspomnienia przerywa sygnał
autopilota, Elton płynnie zjeżdża z estakady, zmienia pasy, opuszcza trasę magnetyczną
i włącza się w powolny ruch śródmieścia. Zmierzasz do wysokościowca Econ Trust,
klepsydrowatego gmachu z mimetycznego szkła. Timer pokazuje kurczący się czas
do spotkania z szefową. Pora popracować, zażegnać kryzys, przerzucić nieco qubitów,
przelać kredyty kalorii z pustego w próżne.

Cyberpunk
to jak wiadomo Miasto, Masa i Duch w Maszynie, styl ponad istotą, forma
istotniejsza od treści i życie na krawędzi. Prowadząc przygody w dystopijnej
megalopolis trzeba pamiętać o kilku niezbędnych elementach klimatu, który jest
esencją tego systemu. Cyberpunk jest grą o określonym świecie, nastrój jest tu
równie ważny jak scenariusz, jeśli nie istotniejszy. Cyberpunk jest męczący dla
Mistrza Gry, powinien być taki. Dlaczego męczący? Bo to nie snujące się leniwie
fantasy tylko śmigający do przodu rzeczywistość zabójczego "realu"
wymieszana z rzeczywistością rozszerzoną, virtem, omamami dragów oraz
szaleństwem cyberpsychozy. Cyberpunk to:
1.)Nieustanny ruch, gdzie tempo akcji
nie zamiera ani na chwilę, nawet kiedy kolesie leczą kaca w położonym na
peryferiach strefy wojny barze. Cyberpunk jest nieustannie pod prądem,
może porazić, powinien iskrzyć. To płynąca energia, nieustanne podkręcanie
natężenia.
2.)Permanentne przeładowanie danych,
niekończąca się powódź informacji, natłok spamu, dezorientacja, szum, chaos
bodźców. Jak śpiewał Billy Idol „Informacja jest amunicją – twój umysł jest
celem”.
3.)Koktajl stylów, mieszanina epok,
kultur, ideologii, religii, systemów ekonomicznych i społecznych, zbiorowisko
niepowtarzalnych indywiduów. To mieszanina często kiczowata, czasem śmieszna,
groteskowa albo przerażająca.
4.)To wszechobecna technologia,
wypełniająca powietrze, ciało, umysł, wypaczająca ducha, śledząca, doradzająca,
wspierająca i kontrolująca. Technotroniczny terroryzm, którego wszyscy jesteśmy
zakładnikami.
5.)To nowe rozwiązania, pogoń
jednorazowości. To co wczoraj było nowoczesne, dziś jest passe. Kalejdoskop
trendów, jednodniowe mody, dziesięciominutowi celebryci i topblogerzy,
codzienne poczucie schyłkowość i zarazem nowego początku.
6.)Cyberpunk to nieustanny bunt,
kwestionowanie reguł, wywracanie ładu dla zasady i dla zabawy, często
irracjonalna rebelia dla rebelii, szansa na wielką zmianę utopiona w natłoku
tysięcy podobnych kontestacji, fałszywe poczucie oszałamiającej wolności i
nielimitowanych możliwości.
7.)Złudzenia, umowność, nietrwałość i
powierzchowność treści netu, efemeryczność wirtualu, nieustanna inżynieria
marki swego ego, kreowanie wizerunku i promocja reputacji bez refleksji nad
faktyczną tożsamością.
8.)Aura mroku, deszczu, smogu,
klimatycznych abberacji, zanieczyszczenia. Cyberpunk to niekończąca się ciemna
noc tuż przed świtem, oślepiająca fraktalami linii mocy.
9.)Wreszcie, pozostające gdzieś w tle,
trudne pytania o granice i pojęcie człowieczeństwa, wolności, prywatności,
dobra i zła.