Oto zarys przygody - druga część minikampanii
osadzonej w uniwersum Eclipse Phase, ale bez problemów adaptowalnej do innych
settingów sci-fi. Poniższe wydarzenia są bezpośrednią kontynuacją modułu „CARGO
czyli dziewiąty pasażer Kasandry” opublikowanego wcześniej na niniejszym blogu.
Lokacja: Kolonia górnicza na
planetoidzie "Rodia"
- Lokalizacja: Pas Główny, obszar
ALLA, koordynaty 577-36-U47
- Stacja wydobywcza rudy żelaza, platyny i niklu
- Własność: Konsorcjum Planetarne
- Status: dzierżawa kontraktowa na 7 lat
- Obsada: 21 rodzin Mennonitów (sekta religijna tradycjonalistów) 100% biomorfy typ AA
- Stacja wydobywcza rudy żelaza, platyny i niklu
- Własność: Konsorcjum Planetarne
- Status: dzierżawa kontraktowa na 7 lat
- Obsada: 21 rodzin Mennonitów (sekta religijna tradycjonalistów) 100% biomorfy typ AA
LOG OSOBISTY_Toth Szabo
Podzespoły „Kasandry” coraz
poważniej szwankowały i po trzech tygodniach od starcia z piratami ledwie
dociągnęliśmy do najbliższej stacji. Potrzebowaliśmy tylko kilku zapasowych komponentów,
które powinny być dostępne na każdym z habitatów Pasa Głównego. Zeszliśmy mocno
z kursu na Extropię, opóźnienie rosło, mieliśmy pełne ręce roboty. Nie
spodziewaliśmy się, że w miejscu spodziewanej pomocy wpadniemy z deszczu pod
rynnę…
Planetoida nosiła nazwę Rodia i nie wyróżniała się od innych eksploatowanych kamieni Pasa Głównego. Niekształtna brunatna bryła średniej wielkości, upstrzona dyszami manewrowymi, otoczona wianuszkiem boi markerowych, z niewielkim terminalem powierzchniowym, wyposażonym w ażurowy maszt antenowo-cumowniczy z jednej strony i wypukłymi wrotami towarowymi z drugiej strony. Typowy osprzęt standardowej instalacji, bez śladów uszkodzeń czy dysfunkcji. Mimo to stacja nie odpowiadała na nasze komunikaty i nie transmitowała niczego poza sygnałem odbojnika. Oczywiście w grę wchodziła awaria albo celowe ignorowanie, ale nie mieliśmy wyboru, „Kasandra” wymagała napraw. Przycumowaliśmy statek zgodnie z protokołem i zjechaliśmy do terminalu stacji na wyciągu linowym, w ciężkich skafandrach i pod bronią – spodziewając się najgorszego.
Kiedy forsowaliśmy właz śluzy awaryjnej, Mel, nasz infomorf, dostał się do systemu operacyjnego stacji. Okazało się, że wszystko chodzi w trybie biernym. Prace wydobywcze i oświetlenie wyłączono. Aktywne były jedynie podstawowe systemy bezpieczeństwa i podtrzymywanie życia. Reaktory w normie. Wewnątrz panowała dosyć wysoka temperatura i wilgotność.
Pokonaliśmy śluzę i w półmroku, do momentu kiedy Mel nie
uruchomił oświetlenia, w napięciu pokonywaliśmy korytarze poziomu
powierzchniowego. Wszędzie ziało pustką i ciszą, wnętrza wydawały się
opuszczone w pośpiechu. Porzucone kilka-kilkanaście dni temu posiłki i
stanowiska, rozgardiasz, brak śladów walki. Przynajmniej na najwyższym poziomie.
Niżej natknęliśmy się na krew, ślady po broni rozpryskowej. Żadnych ciał.
Nikogo.
Monitoring systemów nie przynosił odpowiedzi. Telewizja przemysłowa miała zniszczone kamery. Sekcję łączności dalekiego zasięgu wypatroszono. Mel myszkował po lokalnej infosferze i stwierdził, że część oficjalnych rejestrów została usunięta, prawdopodobnie przez administratora systemu. Odnotowany ostatni odbiór urobku, sprzed miesiąca, wydawał się być standardowy. Kilka dni później w okolicy planetoidy zarejestrowano dziwny obiekt, który mógł być jednostką piracką, wrakiem lub, jak zasugerował Cabrera, statkiem Faktorów - owego obcego gatunku mającego swój przyczółek w okolicach Saturna. Późniejsze wpisy były dziurawe jak ser szwajcarski. Pozostawiono suche dane produkcyjne, bez notatek społecznych.
Kontynuowaliśmy
rekonesans przechodząc na coraz niższe poziomy, do wnętrza planetoidy. W głąb
tajemnicy. Mikrograwitacja skały sprawiała, że porzucone drobiazgi lewitowały
dookoła nas. Raz czy dwa unoszące się bezwładnie ubrania napędziły nam niezłego
stracha. Pytania się mnożyły. Kwatery mieszkańców, jadalnie, kuchnie i sale
rozrywki też były puste. O dramatycznych wydarzeniach i prawdopodobnej walce
świadczyły drobne, trudno dostrzegalne szczegóły. Kępka włosów, ząb, krople
krwi, zakrwawione przedmioty. Narastało wrażenie, że coś lub ktoś nas
obserwuje. Zawirowania w tańczących w powietrzu drobiazgach sugerowały, że ktoś
niedawno przemierzał korytarze stacji. Wgląd w
osobiste dzienniki mieszkańców oraz rekonesans poziomu domicylu (mieszkalni)
ujawnił ważne wydarzenie sprzed dwóch tygodni - pożar w szkole. To jednak nie
tłumaczyło opuszczenia stacji. Kapitan Ramirez, z pokładu „Kasandry”
nieustannie monitorowała przestrzeń. Może za wszystko odpowiadali piraci?
Przemieszczaliśmy
się dalej. Na niższym poziomie, już w sektorze kopalnianym natknęliśmy się nagle
na dziecko. Zaniedbany, wystraszony i najwyraźniej schorowany pięciolatek.
Próbował uciekać i panicznie walczył,
doskonale dając sobie radę w zero-g. Uspokoiliśmy go i wkrótce do malucha
dołączyli jego koledzy – kolejne dzieci od sześciu do dwunastu lat. Cuchnęli
strasznie, a ich blada skóra lepiła się oleiście. Najstarsza dziewczyna
nieskładnie mówiła o ataku złych ludzi i uprowadzeniu wszystkich dorosłych. Dzieciaki
chyba bały się, że jesteśmy piratami, którzy po nie wrócili. Czy w czasie ataku rodzice ukryli swoje dzieci?
Coś nie dawało mi spokoju. W zdemolowanym ambulatorium udało się wykonać skan dwójki sierot, ale sprzęt musiał być poważnie uszkodzony, bo wyniki sugerowały dziwaczne anomalie i przemieszczanie narządów wewnętrznych oraz bardzo wysoką temperaturę mózgów dzieci.
Coś nie dawało mi spokoju. W zdemolowanym ambulatorium udało się wykonać skan dwójki sierot, ale sprzęt musiał być poważnie uszkodzony, bo wyniki sugerowały dziwaczne anomalie i przemieszczanie narządów wewnętrznych oraz bardzo wysoką temperaturę mózgów dzieci.
Były bardzo
czułe na światło i nieufne, bez względu na nasze wysiłki. W pewnej chwili,
jakby w odpowiedzi na słyszany tylko przez nie rozkaz, wszystkie
uciekły na niższy poziom, do kopalni. Chwilę później z fragmentów bazy danych
ambulatorium i zaszyfrowanego (ale od czego mamy Mela!) prywatnego loga
zarządcy odzyskaliśmy dane mówiące, że podczas wypadku w szkole zginęły wszystkie dzieci. WSZYSTKIE. Umieszczono
je w stazie, w kriokasetach... W tym momencie ktoś odciął oświetlenie stacji, a mnie włosy
stanęły dęba. Czy dzieci, z którymi
właśnie rozmawialiśmy, były tymi z wypadku?Co do cholery jest grane?
Przed
pogonią za dzieciakami staraliśmy się zgromadzić więcej danych. Mel streścił resztę
loga zarządcy, a w niewielkiej kaplicy znaleźliśmy zapiski pastora, próbującego perswadować
rodzicom zabitym dzieci jakiś makabryczny, "grzeszny" eksperyment.
Powoli w głowach układał się nam możliwy przebieg wydarzeń na Rodii. Najprawdopodobniej po wypadku w szkole i zamrożeniu zwłok dzieci, osadnicy popadli w rozpacz, wydobycie stanęło. Jednocześnie w okolicę asteroidy wrócił dziwny obiekt. Nastąpiła wymiana komunikatów. Na stację została dostarczona substancja mająca zdolności reanimacyjne. Dzieci ożyły...
Czy za wszystkim stała biotechnologia Faktorów? Eksperyment jednej w hiperkorporacji? Dzieci ożyły wbrew naturze i Bogu Mennonitów, ale rodziców niewiele to pewnie obchodziło. Do momentu, kiedy coś się stało...
Powoli w głowach układał się nam możliwy przebieg wydarzeń na Rodii. Najprawdopodobniej po wypadku w szkole i zamrożeniu zwłok dzieci, osadnicy popadli w rozpacz, wydobycie stanęło. Jednocześnie w okolicę asteroidy wrócił dziwny obiekt. Nastąpiła wymiana komunikatów. Na stację została dostarczona substancja mająca zdolności reanimacyjne. Dzieci ożyły...
Czy za wszystkim stała biotechnologia Faktorów? Eksperyment jednej w hiperkorporacji? Dzieci ożyły wbrew naturze i Bogu Mennonitów, ale rodziców niewiele to pewnie obchodziło. Do momentu, kiedy coś się stało...
Doszliśmy do wniosku, że wyniki
ambulatoryjne nie są wcale przekłamane. Dzieci przechodzą jakąś rekonfigurację
genetyczną w zastraszającym tempie. Być może odpowiada za to obcy mutagen. Czy
stoją za tym Faktorzy? Czy na stacji są organizmy kseromorficzne? Gdzie
podziali się wszyscy dorośli?
Zadawaliśmy sobie sporo pytań, a potem uszczelniliśmy skafandry i odbezpieczyliśmy broń. Aby dotrzeć do potrzebnych w naprawie „Kasandry” podzespołów musieliśmy zejść jeszcze niżej, do hangaru, gdzie przechowywany był wydobyty urobek i części zamienne maszyn. Musieliśmy odnaleźć potrzebne komponenty i wypchnąć je wrotami towarowymi w przestrzeń, doholować na statek.
Zadawaliśmy sobie sporo pytań, a potem uszczelniliśmy skafandry i odbezpieczyliśmy broń. Aby dotrzeć do potrzebnych w naprawie „Kasandry” podzespołów musieliśmy zejść jeszcze niżej, do hangaru, gdzie przechowywany był wydobyty urobek i części zamienne maszyn. Musieliśmy odnaleźć potrzebne komponenty i wypchnąć je wrotami towarowymi w przestrzeń, doholować na statek.
Schodziliśmy więc niżej, jakbyśmy
pchali się na dno piekieł. Czy obcy mutagen mógł być w powietrzu? Pociliśmy się w
skafandrach, unosząc w mroku, pośród nieruchomych pasów transmisyjnych, nieczynnych serwitorów
górniczych i ciężkiego sprzętu osadzonego wzdłuż ścian.
Mijając wyloty sztolni i wyrobisk
natrafiliśmy na fragmenty kości. Ludzkie szczątki. Nie chciałem poznawać tajemnicy
tej stacji, ale Cabrera pragnął odpowiedzi, a kapitan dokładnego raportu. Zaglądnęliśmy więc
w trzewia kopalni. Głębiej. Tak głęboko, że kontakt z „Kasandrą” urwał się.
W ciemności unosiły się dzieci, toczone gorączką, podrygujące, wykrzywione i zdeformowane. Wokół nich orbitowały kości, a głębiej było Coś jeszcze. Nie czekaliśmy, aby sprawdzić czy to jakiś dziwaczny ołtarz, bożek czy ksenomorf. Dzieci zareagowały. Część z nich osłaniała tą rzecz w głębi, reszta zaatakowała. Cabrera strzelał, ale ja nie mogłem. Rozpoczęliśmy odwrót pędząc w nieważkości w stronę hangaru i składu części, blokując za sobą drogę. Znów dobrze słyszeliśmy kapitan Ramirez. Skan „Kasandry” informował, że do asteroidy zbliżał się jakiś niezidentyfikowany obiekt. Sygnatury energetyczne, emisje cząstek – wszystko dziwaczne. To statek, ale nie stworzony przez człowieka… Kapitan nas poganiała, zasypywała pytaniami. Nie mieliśmy czasu odpowiadać.
W ciemności unosiły się dzieci, toczone gorączką, podrygujące, wykrzywione i zdeformowane. Wokół nich orbitowały kości, a głębiej było Coś jeszcze. Nie czekaliśmy, aby sprawdzić czy to jakiś dziwaczny ołtarz, bożek czy ksenomorf. Dzieci zareagowały. Część z nich osłaniała tą rzecz w głębi, reszta zaatakowała. Cabrera strzelał, ale ja nie mogłem. Rozpoczęliśmy odwrót pędząc w nieważkości w stronę hangaru i składu części, blokując za sobą drogę. Znów dobrze słyszeliśmy kapitan Ramirez. Skan „Kasandry” informował, że do asteroidy zbliżał się jakiś niezidentyfikowany obiekt. Sygnatury energetyczne, emisje cząstek – wszystko dziwaczne. To statek, ale nie stworzony przez człowieka… Kapitan nas poganiała, zasypywała pytaniami. Nie mieliśmy czasu odpowiadać.
Na szczęście magazyn części
zamiennych był nieuszkodzony. Zidentyfikowaliśmy potrzebne komponenty. Otworzyłem awaryjnie główne
wrota towarowe i przygotowaliśmy się do opuszczenia stacji. Wtedy istoty wymutowane z dzieci pokonały przeszkody i zaatakowały. Ich skóra topniała na naszych oczach, szybkość przemiany była
niewyobrażalna, hipnotyzowała. Ci mali ludzie przemieniali się w agresywne maszkary, do końca tracąc ludzkie kształty. Nie
wiedzieliśmy, czy działają celowo, czy ogarnął je jakiś szał. Czy coś nimi kierowało,
czy w szaleństwie przemiany pragnęły jedynie zabijać. I umierać.
Wyły syreny, alarm poprzedzał
awaryjne otwarcie drzwi. Znów pomógł nam Mel, choć drona służąca mu za oczy i
ręce zostaje zniszczona w zamieszaniu. Po chwili, krzycząc jak opętani, wypadliśmy w przestrzeń, razem z
powietrzem, podzespołami, spleceni w walce z gromadą drapiących i gryzących istot
wyklutych z ciał dzieci mieszkańców stacji. Mimo próżni te potworności walczyły uparcie
przez kilka minut. Przez moment mignęło mi we wnętrzu oddalającego się hangaru coś
INNEGO, być może Faktor, ksenogeniczny twórca ohydnego pomiotu.
Potem coś uderzyło w mój hełm i połknęła mnie ciemność.
Budzę się kilka godzin później, w
ambulatorium „Kasandry”. Śniłem koszmar, że pierwszą odwiedzającą mnie osobą jest
jedno z dzieci planetoidy. Ale wszyscy żyjemy i połową ciągu oddalamy
się do Rodii. Planetoida eksplodowała, najpewniej zniszczona przez statek
obcych. My jednak żyjemy. Faktorzy nas nie ścigają. Dlaczego?
Kapitan Ramirez informuje, że obcy kosmolot, kilkakrotnie większy od „Kasandry”,
prześwietlił nas nieznanym typem promieniowania, dwukrotnie okrążył i odleciał.
Oszczędzono nas. Gubimy się w domysłach, ale dominuje ulga. Przed nami sporo
pracy.
Musimy naprawić statek, nadać w przestrzeń pełny
raport z wydarzeń na Rodii, powiadomić ludzkość.
- Koniec części drugiej -